To aż niezwykłe, że tak znakomity, błyskotliwy serial miał tak kiepski ostatni sezon.
Humor znacząco słabszy, mało występów Midge, przebitki na przyszłość uważam za niepotrzebne (a już wrzucenie rozwiązania wszystkich wątków w odcinek z roastem - straszne lenistwo scenarzystów, tyle tego ponapoczynali, sezon się kończył, więc trzeba było wszystko opowiedzieć, to machnęli to na szybko jednym odcinkiem).
Poza tym zupełnie zbędne było zaostrzenie stosunków z mafią, a już fakt, że Joel w taki sposób postanowił ratować Midge - kompletnie niewiarygodne, że ot tak zaryzykował całe swoje życie, żeby wziąć na siebie problemy byłej żony. Kochał ją, ale nie był osobą skłonną do takiego działania.
Relacja z Lennym - największe rozczarowanie. Przez cały serial twórcy zwodzą widza, że w końcu coś z tego będzie, żeby tu powiedzieć - nope, jednak nie, a tak przy okazji to rozwalmy postać Lenny'ego, na co on komu. I niech zamiast tego Midge znajdzie sobie kolejnych x mężów.
Pokazanie, że ostatecznie zdobycie wielkiej sławy wiązało się z samotnością i rozwaleniem więzi z bliskimi - ok, to się w sumie broni, chociaż nie miałabym nic przeciwko gdyby skończyło się cukierkowo, tym ostatnim, najważniejszym występem.
Było parę fajnych wątków, kostiumy i kolory wciąż piękne, ale jednak wielka szkoda, że ogólny poziom tego sezonu był tak boleśnie niższy niż wcześniejszych.