PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=31538}

Zmęczona śmierć

Der müde Tod
7,9 2 927
ocen
7,9 10 1 2927
7,9 15
ocen krytyków
Zmęczona śmierć
powrót do forum filmu Zmęczona śmierć

[opinia o filmie]

użytkownik usunięty

[Treść komentarza naszpikowana spoilerami]

Film Langa opowiada o młodej parze, której sielanka zostaje przerwana przez nagłą śmierć mężczyzny. Zrozpaczona kobieta trafia w końcu do przybytku Śmierci, gdzie błaga o przywrócenie życia jej ukochanemu. Śmierć pozostaje niewzruszona, ale w końcu wychodzi z propozycją. Jeśli dziewczyna uratuje przynajmniej jedno z trzech żyć (które w filmie symbolizowane są przez płonące świece), wówczas Śmierć przywróci tchnienie jej ukochanemu. Zaczyna się wielka przygoda złożona z trzech opowieści. Finał jest jednak gorzki: Śmierci nikt nie zdoła ujść. Kiedy wydaje się, że ostatnia nadzieja dziewczyny została pogrzebana, nieoczekiwanie Śmierć wystawia dziewczynę na jeszcze jedną próbę: jeśli w ciągu godziny dziewczyna ofiaruje Śmierci czyjeś życie, najlepiej żeby była to osoba mająca przed sobą jeszcze wiele lat ziemskiej wędrówki, wówczas Śmierć zwróci jej lubego. Kobieta stara się namawiać ludzi, aby zrezygnowali ze swego życia, ale nikt nie jest skory przyjąć tę nieatrakcyjną propozycję. Przypadek sprawia, że przez zaprószenie ognia zaczyna płonąć budynek. Kobieta decyduje się na heroiczny czyn: wbiega do budynku i wśród ognistych języków odnajduje małe dziecko. Dziecko jakimś cudem jest nietknięte, żyje. Kobieta waha się, czy oddać je matce. Następuje pełna napięcia i nerwowego oczekiwania chwila, w której Śmierć wyciąga ręce po maleństwo. Kobieta jest bliska upadku moralnego, czy poświęci dziecko, aby znów być blisko swego partnera?

Wielkie dzieło Langa, być może jego najlepszy film. Zwróćcie uwagę na datę produkcji. Ten film jest starszy od "Metropolis", ale czas obszedł się z nim łaskawiej. Przede wszystkim zaskakuje brak bombastycznej gestykulacji, tak drażniącej widza w innych filmach epoki kina niemego (również we wspomnianym "Metropolis"). Fabuła - z uwagi na poszatkowanie filmu na mniejsze historie - wydaje się bogatsza, a na pewno jest bardziej interesująca. Nawet początkowe sekwencje ukazujące parę zakochanych są lepiej zrealizowane niż w późniejszym "Metropolis", gdzie nawet miłość została ukazana w nadęty sposób. W "Zmęczonej..." być może tylko romantyczne zakończenie nie pasuje do całości. No bo jak je można odczytać? Źle ci po stracie bliskiej osoby? Poproś Śmierć o zakończenie żywota (czyt. popełnij samobójstwo). Po wszystkim znów będziesz się prowadzać z lubym/lubą za rękę. Pikuś, że w krainie umarłych, przynajmniej o chleb i niezapłacone rachunki nie trzeba będzie się martwić :)

Śmierć została ukazana w bardzo idealistyczny sposób. Oto mamy postać odpowiedzialną za zabieranie ludziom tego, co najświętsze, która ma dość swej profesji. Jest nią wykończona, nie chce już patrzeć na ludzkie cierpienie. Dlatego właśnie zgadza się na zakład z dziewczyną. Nie sądzę jednak, żeby Śmierć nie znała rozstrzygnięcia. Jest zbyt spokojna i szczera, ani razu nie próbuje niecnych sztuczek, aby zadanie dziewczyny się nie powiodło. Śmierć zna odwieczną prawdę, która głosi, iż zwycięzcą nigdy nie będzie śmiertelny.

Trzy mniejsze opowieści, wplecione w główną historię, nie są raczej zanadto skomplikowane. Ale świetnie można się przy nich bawić. Najgorsza jest historyjka numer jeden dziejąca się gdzieś w kraju arabskim. Niezłożona fabularnie, o fakturze awanturniczej. Na jej tle lepiej wypada część wiedeńska - z zazdrością i intrygą, którą przejrzał czarny charakter, w wyniku czego przyniosła ona odmienny skutek od zamierzonego. Najlepsza jest ostatnia, chińska, opowieść. Zaskakuje nie tylko bogatą scenografią, ciekawymi bohaterami, ale również dużą dawką humoru (np. Ahi odkopujący od siebie list z niezadowalającą treścią, Ahi przemieniony w kaktusa, pochód malutkiej armii). Przyznaję, że po ten film sięgnąłem właśnie dlatego, że został podzielony na mniejsze części rozgrywające się w różnych, czasem egzotycznych, miejscach. Sens historyjek łatwo odczytać, nie są zbyt wymagające, mózgownica może w połowie odpoczywać. Zajmują jednak więcej niż połowę filmu, nie da się więc pozytywnie ocenić całego dzieła Langa, nie widząc w owych opowiastkach niczego zajmującego. Ja negatywnie oceniam tylko pierwszą z historyjek, dwie kolejne uważam za bardzo dobre.

Podsumowując - mam pewne zastrzeżenia do zakończenia, może spodziewałem się czegoś więcej, czegoś bardziej zaskakującego. Z drugiej strony tak starych filmów nie ogląda się dla odkrywania życiowych prawd (bo to, co w latach 20. XX wieku było czymś oryginalnym, dziś po dekadach setek nowych prądów myślowych, strasznych wydarzeń wojennych, niespotykanym wcześniej rozwoju medycyny, techniki i nauki w ogóle, prawdopodobnie przez przeciętnego człowieka zostało już dawno przeżute i strawione). Stare filmy ogląda się dla piękna, które niegdyś zdołano uchwycić w tak subtelny sposób. Stare filmy ogląda się po to, żeby poczuć intymną więź łączącą reżysera i resztę twórców ze swoim dziełem. Coś, co dzisiaj jest rzadko spotykane (bo rozwój techniki ma również swoje negatywne strony; zamiast skupić się na tym, co dzieło ma do powiedzenia, współcześni twórcy skupiają się na rzeczach powierzchownych, na efektach specjalnych, które żadnej treści, przesłania, idei, no niczego, nie niosą; są, bo są efektowne, bo przyciągają tłumy spragnione w kinie huku i miriadów kolorów). Wielu ludzi zaprzecza istnieniu czegoś ponadmaterialnego, sam tak nieraz robiłem i jeszcze nieraz będę wątpił. Ale w tym momencie, najkrócej mówiąc, uważam, że dużo niemych filmów posiada duszę. Nie jest to żaden fikcyjny twór rozmarzonego poety. To coś realnego, co zostało ulokowane w filmie przez jego twórców. Mamy naprawdę duże szczęście, że 90 lat później możemy się radować kunsztem starych dzieł.

Przy okazji - jeśli chcecie zobaczyć coś naprawdę wspaniałego, obejrzyjcie "Męczeństwo Joanny d'Arc" z 1928 roku (w reżyserii Dreyera; nie pomylcie się, bo jest kilka filmów o takim samym tytule). Warto obejrzeć wersję z muzyką "Voices of the Light".

użytkownik usunięty

motyw "zmęczonej śmierci" jest bardzo stary i częsty w legendach i baśniach - akurat niedawno przypomniałem sobie na podobny temat opowiadanie należące już dziś do szacownej klasyki fantasy - "Śmierć na balu" Petera Beagle'a

(tyle że tak naprawdę w kulturze personifikacja "zmęczonej" śmierci sygnalizuje zwykle inne psychologicznie zjawisko - zmęczenie życiem człowieka, jak najbardziej realne u realnych ludzi).

użytkownik usunięty

wyobrażenie śmierci i świec dla dusz:

"Śmierć" - baśń braci Grimm:

Pewien ubogi człek miał dwanaścioro dzieci, musiał więc dzień i noc pracować, aby je wyżywić. A kiedy trzynaste dziecię przyszło na świat, biedak nie widział już ratunku. Wyszedł z chaty i postanowił prosić pierwszego spotkanego przechodnia na ojca chrzestnego.
Pierwszym jednak, kogo spotkał, był Bóg, który wiedział już oczywiście, po co biedak wyszedł z domu, i rzekł:
- Ubogi człowiecze, chętnie potrzymam dziecię twoje do chrztu, będę o nie dbał i uczynię je szczęśliwym.
- Kim jesteś? - zapytał ojciec.
- Jestem Panem Bogiem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł człowiek - bogatym dajesz wszystko, a ubogiemu pozwalasz zdychać z głodu.
Tak mówił ubogi, gdyż nie wiedział, jak rozumnie rozdziela Bóg bogactwo i ubóstwo. Odwrócił się więc od Pana i poszedł dalej.
Po chwili zbliżył się do niego Szatan i rzekł:
- Jeśli chcesz mnie za kuma, to dam twemu dziecięciu wszystkie bogactwa tego świata i wszystkie rozkosze!
- Kim jesteś? - zapytał ubogi.
- Jestem Szatanem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł ojciec - zwodzisz i łudzisz człowieka!
I ruszył dalej. Po pewnym czasie zbliżyła się doń koścista Śmierć i rzekła:
- Weź mnie za kumę.
- Kim jesteś? - zapytał ubogi.
- Jestem Śmierć.
A ojciec na to:
- Ty jesteś dla mnie dobrą kumą. Zabierasz bogatego i ubogiego bez różnicy, ty będziesz moją kumą!
Śmierć zaś odparła:
- Uczynię twe dziecię sławnym i bogatym, gdyż kto ma mnie za przyjaciela, niczego mu nie zabraknie.
Ojciec rzekł uradowany:
- W przyszłą niedzielę jest chrzest. Staw się o czasie.
Śmierć przybyła, jak obiecała, i została matką chrzestną trzynastego dziecka.
Kiedy chłopiec podrósł, zjawiła się przed nim pewnego razu jako chrzestna matka i zaprowadziła go do wielkiego lasu. Tam ukazała mu ziele rosnące pod drzewem i rzekła:
- Teraz otrzymasz ode mnie podarunek chrzestny. Uczynię cię sławnym lekarzem. Kiedy zawezwą cię do chorego, ukażę ci się zawsze: jeśli będę stała u wezgłowia chorego, możesz go śmiało zapewnić, że przywrócisz mu zdrowie, daj mu tylko tego ziela, a wnet wyzdrowieje; jeżeli jednak zobaczysz mnie w nogach chorego, powiedz rodzinie, że nie ma już dla niego ratunku, a wiedz, że żaden lekarz na świecie nie zdoła go wówczas uleczyć. Strzeż się jednak, abyś cudownego ziela nie użył wbrew mojej woli, bo mogłoby się to źle skończyć dla ciebie.
Wkrótce młodzieniec został najsławniejszym lekarzem na całym świecie. »Wystarczy mu tylko spojrzeć na chorego, a już wie, jaki jest jego stan i czy wyzdrowieje, czy też musi umrzeć« - mówiono o nim.
Ludzie zjeżdżali się ze wszech stron i zwozili do niego chorych, płacąc mu tak hojnie, że stał się bogatym człowiekiem. Pewnego razu zdarzyło się, że sam król zaniemógł ciężko; wezwano więc doń słynnego lekarza, aby orzekł, czy król może wyzdrowieć. Ale gdy młodzieniec zbliżył się do jego łoża, ujrzał śmierć stojącą u nóg chorego, pojął więc, że wybiła już jego ostatnia godzina.
- A gdybym tak raz oszukał Śmierć - pomyślał lekarz. - Jestem przecież jej chrześniakiem, więc nie będzie się na mnie gniewać!
Szybko chwycił chorego wpół i przekręcił go na łożu tak, że Śmierć znalazła się u jego wezgłowia. Potem dał mu swego ziela, a król wyzdrowiał natychmiast.
Nazajutrz Śmierć przyszła do lekarza zła i zagniewana, pogroziła mu palcem i rzekła:
- Wywiodłeś mnie w pole; tym razem wybaczę ci to, gdyż jesteś mym chrześniakiem, ale jeśli jeszcze raz to uczynisz, zabiorę ciebie samego!
Wkrótce potem królewna zachorowała ciężko. Była ona jedynym dzieckiem króla, toteż nieszczęsny ojciec płakał dzień i noc i kazał oznajmić, że kto uratuje królewnę, otrzyma ją za żonę i zostanie dziedzicem tronu. Kiedy lekarz zjawił się w jej komnacie, ujrzał Śmierć stojącą w nogach chorej.
Oszołomiony urodą królewny i myślą o tym, iż mógłby zostać jej mężem, zapomniał o groźbie Śmierci i nie bacząc na groźne spojrzenia, jakie mu rzucała, chwycił chorą w pół i przekręcił na łożu tak, że głowa znalazła się tam, gdzie były nogi, a nogi tam, gdzie była głowa. Potem dał jej cudownego ziela, a policzki królewny zarumieniły się natychmiast i życie wstąpiło w nią znowu.
Rozgniewała się Śmierć, podeszła groźnie do lekarza i zawołała:
- Oszukałeś mnie znowu, teraz kolej na ciebie!
Po czym chwyciła go lodowatą dłonią i zaprowadziła do podziemnej pieczary. Lekarz ujrzał tam tysiące świec ustawione w szeregach, niektóre z nich były wielkie, inne mniejsze, inne zupełnie małe. Co chwila gasły niektóre, a inne zapalały się, tak iż płomyki drgały ciągle w wiecznej odmianie.
- Oto - rzekła Śmierć. - świece życia ludzi. Gdy zapala się świeca, rodzi się człowiek, gdy gaśnie, umiera. Te oto wielkie świece należą do dzieci, średnie do ludzi w sile wieku, maleńkie do starców. Ale zdarza się, że dzieci albo młodzi ludzie mają maleńkie świeczki.
- Ukaż mi moją świecę - poprosił lekarz, sądząc, że jest ona pewnie dość wielka.
Ale Śmierć ukazała mu maleńki ogarek, który lada chwila miał zgasnąć, i rzekła:
- Oto twoja świeca!
- Ach, matko chrzestna! - zawołał lekarz przerażony. - Zapal mi nową świecę, zrób to dla mnie, abym mógł jeszcze użyć życia, zostać królem i małżonkiem pięknej królewny.
- Tego nie mogę uczynić - odparła Śmierć. - Jedna świeca musi się wpierw wypalić, zanim druga zapłonie.
- Więc wstaw nową świecę, która będzie się zaraz dalej palić, gdy tylko ta zgaśnie! - prosił lekarz.
Śmierć udała, że chce spełnić jego pragnienie i wyjęła wielką, nową świecę, ale przypalając zgasiła nią starą świeczkę. W tejże chwili lekarz padł na ziemię i dostał się w ręce Śmierci.

(sama baśń jest jeszcze starsza, "Wielka Księga Baśni Wiedeńskich" Maxa Steibicha mówi, że historia ta pochodzi z legend wiedeńskich. Śmierć ulitowała się kiedyś nad pewnym biednym tkaczem o imieniu Urssenbeck, który nie mógł znaleźć ojca chrzestnego dla swego dziecka. I tak Kuma Śmierć przyjęła na siebie rolę rodzica chrzestnego, a w prezencie obdarzyła dziecko pewnym darem, dzięki czemu wyrosło na słynnego lekarza. Lekarz ten mieszkał przy ulicy Schönlaterngasse w Wiedniu, a jego dom do dzisiaj nazywany jest "Domem Śmierci".)

ocenił(a) film na 8

Jest jeszcze jedna baśń, "Opowiadanie o matce" Andersena, gdzie zamiast świec śmierć strzeże ogrodu z kwiatami.

ocenił(a) film na 10
Gladys_2

Jeśliś ciekaw, to polecam meksykańską ekranizację tej baśni, z kilkoma różnicami względem wersji Grimmów:

http://www.filmweb.pl/film/Macario-1960-233924

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones