To co rożni słabego scenarzystę od dobrego scenarzysty jest to, że ten pierwszy jest najprawdopodobniej idiotą.

Ale do rzeczy. Gdzieś na prowincji rozbija się statek obcych. Zamiast proceduralnie poddać cały teren kwarantannie, siły US wysyłają trójkę agentów, która o dziwo szybko odnajduje się całej sytuacji. Mimo, iż zagrożenie wydaje sie być niesamowicie wrecz wysokie, rzad USA okazuje się bandą maruderów nieprzygotowanych na jakiekolwiek sensowne działanie.
Spójrzmy na sposób działania obcych. Atakują ludzi przywierając do górnego odcinka pleców i wbijają aparat kontaktowy gdzieś w podstawę czaszki, i w jakiś magiczny sposób nie naruszają ubrania. Nawet koszula zapięta pod szyję nie jest dla nich problemem. Samo wojsko ma juz od samego początku gruntowną wiedzę na temat tych płaszczek ale nikt nie wpada na pomysł aby zabezpieczyć swoich ludzi w jakikolwiek sposób. Ideałem byłyby stroje ochronne albo przynajmniej nieprzebijalne kołnierze na kark.


Dwóch komandosów chce sie dostać na teren obcych i w ostatniej chwili przed startem samolotu podbiega do nich naukowiec z urządzeniem nieuniemożliwiającym rozpoznanie. Aha, czyli jeśli ten gadżet dostali ekstra, to niby jaki był ich generalny plan na akcję? Co zamierzali zrobić bez tego kluczowego urządzenia?

Tego typu absurdy mozna mnozyć i przez cały film pojawiają sie raczej gęsto :)