ale z drugiej strony do bólu przewidywalny i chwilami wręcz niesmaczny i obrzydliwy, a o dziwo żadne "raczki" nie biegają po telewizjach i nie wypisują głupot, że "aktorzy się degenerują"
w pełni się zgadam. Film miał potencjał. W końcu historia zdołowanego realiami życia na dzikim zachodzie hodowcy owiec mogła okazać się naprawdę całkiem fajną komedią. Było przecież naprawdę parę scen, które można ocenić jako zabawne. Niestety serwowanie widzowi pozostałości po bzykaniu, jak również efektu końcowego wcześniejszych posiłków czyni film dość prostackim. Może znajdą się tacy, którzy lubią takie klimaty: spermę, rzygi czy odchody. Dla mnie jednak było do raczej delikatnie mówiąc dość obleśne.
To dokładnie tak jak dla mnie. Słowo obleśne oddaje to idealnie! A z historii kina wiadomo, że naprawdę można zrobić dobrą komedie westernową bez takich "dodatków"... Pozdrawiam!
Ja też nie lubię tego typu humoru. Ale tego typu żarty w amerykańskich komediach to żadna nowość i nauczyłem się nie zwracać na to uwagi. Ba można nawet czerpać z tego radość wyobrażając sobie stereotypowego Amerykanina, którego ten humor śmieszy. Poza tym tak sobie myślę, że te obleśne żarty łatwo by było powycinać. Powinni zrobić specjalnie ocenzurowaną wersję dla europejczyków. Wtedy może ludzie bardziej doceniliby McFarlane'a, czy Sandlera.
Prześmiewcze kino. Taki, właśnie, przaśny był klimat tamtych czasów. Tam przybyli, za chlebem, ludzie ubodzy, prości, niejednokrotnie prymitywni. Analfabeci różnych nacji.
Oni nie znali wygładzonego języka. 8/10!!!